help, i lost myself again.

"Where are my feelings? Where is the real me? Where is the person that I know? I'm lost and it kills me inside..."

 Ostatni post o takiej tematyce opublikowałam dość dawno temu. 
Cóż..., znów postanowiłam się wygadać. 

Wiem, że wszystko co piszę tutaj oraz na swoim twitterze czytają ludzie. Ludzie z zewnątrz, którzy mnie nie znają, moi czytelnicy (o ile jakiś mam) ale także moi znajomi. Cóż, zbyt dużo internet o mnie wie, więc teraz nie mam nic do stracenia.

Wielu z was mnie zna i wie w jakiej sytuacji się znajduję, a także w jakiej się znajdowałam, jakie miałam problemy itd. Powiem tak - znów nie jest łatwo. Przez pewien okres czasu myślałam, że jest dobrze, ale teraz to wszystko znów nawraca. Nie chcę się żalić i spowiadać internetowi ze swoich problemów, zmartwień i grzechów, bo to jednak chciałabym zachować dla siebie (ci którzy powinni wiedzieć to wiedzą). 

W sumie to nie wiem... Czuję się samotna. Nie powinnam. Mam wokół siebie cudownych ludzi dla których jestem kimś ważnym, kimś mającym znaczenie, dla innych zaś jestem kimś kogo (chyba) warto lubić, bo czuję się lubiana (ale to nie znaczy że nie czuję się gorsza...), dostaję mnóstwo wsparcia ze strony przyjaciół i to jest naprawdę dobre, ale mimo to, czuję się zagubiona. Zgubiłam się w świecie spraw i problemów, zgubiłam się w świecie ciągłych zmartwień i "dyscypliny".  W dodatku zmagam się z totalną chandrą i załamaniem.

Trudno jest chodzić cały czas uśmiechniętą i udawać przed innymi, że wszystko jest jak najbardziej ok. Nie nadaję się na aktorkę. Wszyscy mi mówią że mnie podziwiają, bo gdyby byli na moim miejscu nie dali by rady, a ja cały czas idę przed siebie. Nie uważam tak. Nie idę przed siebie. Ciągle stoję w miejscu, tkwię w tej depresji. To tylko otoczenie i ludzie wokół mnie się zmieniają.
Brakuje mi mamy. Za 7 dni wypada 4 rocznica jej śmierci. Tak... 4 lata tęsknoty, łez, ciągłej męki, walczenia z emocjami, walczenia z rzeczywistością. Brakuje mi mojej prawdziwej pocieszycielki. Brakuje mi mojej bohaterki. Brakuje mi tej osoby, która potrafiła mi naprawdę pomóc.

Cały czas walczę. Cały czas się staram. Cały czas próbuję. 

Chociaż... im jestem starsza, tym trudniejsze jest dla mnie to wszystko. Może dlatego że więcej rozumiem, może dlatego że więcej czuję...
I wiecie co? Nie chcę się nad sobą użalać, bo to nie o to chodzi w życiu, a po drugie nic mi to nie da, ale codziennie modlę się do Boga. Codziennie z Bogiem rozmawiam i pytam go "dlaczego". Codziennie proszę go o wytrwałość, codziennie proszę o cierpliwość i siłe i codziennie dziękuję. Za wszystko.

Ostatnio jest u mnie gorzej ze zdrowiem. W ciagu ostatnich miesięcy byłam 2 razy w szpitalu i oczywiście przepisano mi tonę leków i kontrolę u wielu lekarzy. Cóż, tak czasem bywa że nie dzieje się dobrze.
Czuję to, jak bardzo wykończony jest mój organizm. Czuję jak nie mam siły, jak cały czas zestresowana chodzę, jak nie mogę spać, bo nękają mnie myśli i potem mam problemy ze wstaniem rano do szkoły, miewam też koszmary nocne i budzę się zawsze przerażona.
Nie czuję się sobą. A moje nadmierne myślenie mnie zabija od środka. Myślę cały czas i nie potrafię przestać. Nie umiem się skupić na codziennych czynnościach. Jest jeden wielki chaos. Próbuję ogarnąć się w życiu, zrobić porządek z tym wszystkim ale nie mam siły, więc czekam. Na co? Nie wiem. Noszę w sobie promyczek nadzieji że w końcu mi się coś uda.


Życzę wam wszystkim jak najlepiej. 
Uważajcie na siebie, nigdy nie wiecie co czeka was w życiu. 


Wasza Ania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)