Odległość wrogiem miłości.


" Z kubkiem herbaty w rękach, z papierosem w ustach, z twoim zdjęciem na biurku ciągle powtarzam sobie jaka byłam głupia pozwalając ci wyjechać. Nadal czekam, bo wiem że tęsknisz, że potrzebujesz, doskonale wiem, że wrócisz. Nie ważne jaka jest odległość, jeśli miłość jest prawdziwa. Próba czasu, próba cierpienia, potęgująca tęsknota, potęgująca miłość." - autor nieznany 
 


Kiedy mój chłopak powiedział mi, że wyjeżdża we wrześniu za granice byłam w jednym wielkim szoku. Moją pierwszą myślą było po prostu odejście, zakończenie - jeszcze wtedy - świeżutkiego związku. Z czasem oswajałam się z myślą, że wyjedzie a potem kiedy już wyjechał, oswajałam się i w sumie to nadal oswajam się z tym, że dzieli nas jakieś  1 300 km a jego głos mogę usłyszeć tylko i wyłącznie przez głośnik telefonu. Odwiedza mnie, przyjeżdża do Polski, racja, ale to nie to samo co posiadanie tak bliskiej sercu osoby gdzieś niedaleko, chociażby nawet w miejscowości obok.

Czy tęsknię? Cholernie! W sumie, głupie pytanie retoryczne.
Tęsknię dzień i noc, w każdą sekundę, minutę, godzinę. Tęsknota to najgorsza kara na świecie, jaką można dostać od losu. Tęsknota boli, jest cierpieniem dla serca, duszy i umysłu. Jest czymś, co łączy się z bezsilnością i często załamaniem i rozpaczą, ale uwierzcie mi - są też pozytywne strony, po których to znajduje się jakaś tam motywacja. Co z tego! Motywacja to kropla w morzu obok tego, co trzeba przejść podczas tęsknoty.

A najgorsze jest tęsknić za osobą, która wiemy, że żyje. Wiecie dlaczego? Ponieważ wiemy, że ta osoba jest gdzieś na świecie, ale zbyt daleko byśmy mogli ją przytulić, pocałować, dotknąć czy cokolwiek innego. Jeżeli tęsknimy za kimś bliskim zmarłym, to jest to o tyle łatwiejsze (pff paradoksalnie!), że mamy świadomość zniknięcia tej osoby - że jej już na świecie niema.


Podobny obraz


Jak sobie radzę? A raczej radzimy...(?)
Często mnie o to pytają. Jedni pytają, drudzy podziwiają... A ja powiem, że kiepsko. W sumie, to radzę sobie bo muszę, bo go kocham, bo jedynym wyjściem było by zakończyć związek, ale z tego nie skorzystam. Chociaż Bóg wie czy to jakieś wyjście, skoro nie zmieniło by się nic, prócz... no właśnie, prócz statusu mojego związku.

No i radzę sobie, jakoś. Codziennie ze sobą gadamy, codziennie opowiadamy sobie jak minął nam dzień i co się wydarzyło, codziennie żartujemy, codziennie się witamy, życzymy sobie miłego dnia, mówimy "kocham cię" i nigdy nie idziemy spać bez powiedzenia sobie "dobranoc" . Leci...

Najważniejsze to sobie zaufać.
To także najtrudniejsze zadanie przy związku na odległość. Nie widzisz tej osoby na co dzień, nie możesz jej kontrolować etc. Musisz uwierzyć jej w to, co ci opowiada i jak przedstawia ci to, co danego dnia robiła lub co się wydarzyło. Opowiada ci swoją wersję zdarzeń i musisz jej po prostu uwierzyć.

Nigdy nie zapomnę, jak mój chłopak zrobił mi niespodziankę i przyleciał do kraju dzień wcześniej niż było to zaplanowane. Oczywiście nic nie wiedziałam, więc kiedy go przed sobą zobaczyłam to byłam na raz zszokowana i szczęśliwa. Żadne skarby, żadne inne prezenty nie równają się z tym, jakim była jego obecność. To najpiękniejszy prezent jaki w życiu dostałam - odwiedziny najważniejszej dla mnie osoby.

Dlaczego taki tytuł? Bo odległość jest testerem na miłość. Sprawdza dokładnie wytrzymałość ludzką i to, czy zarówno my jak i ktoś jest wart kochania. Sprawdza to, czy pomimo tych tysięcy kilometrów będziemy mogli w stanie powiedzieć szczere "kocham", czy nasze serce będzie tęsknić, czy więź jest między nami silna.
Bo jeśli jest silna, to przetrwa wszystko.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też jestem w związku na odległość. Co prawda odległość jest o wiele mniejsza bo tylko 215 km, ale świadomość, że trwa to już grubo ponad 5 lat wcale nie sprawia, że jest mi łatwiej.
    Pozdrawiam, mój blog.

    OdpowiedzUsuń

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)