zostaje mi mój Tyler

Używam idoli do przeżycia. Banalnie brzmi, wiem. Brzmi tak samo jak brzmiało, kiedy miałam 12 lat, słuchałam One direction i mówiłam że dzięki nim żyje.
Nie mam zielonego pojęcia, co to wtedy znaczyło. Byłam zakochana w Harry'm i mówiłam że jest mężczyzną mojego życia. Później takowego znalazłam i jest nim mój obecny chłopak. Zniszczyła mnie ta miłość. Nie mówię że nie jest cudowna, bo jest, ale...

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Bardzo chciałam się zakochać. Bardzo. To sobie znalazłam na siłę takiego Harry'ego (który przecież niczego sobie) no i wmówiłam sobie, że jak z nim nie będę to się zabiję. Nie śmiejcie się, serio tak myślałam.

Potem znalazłam The Neighbourhood i wygrzebałam gdzieś w internecie Pilotów. Wiecie, początkowo miałam fazę na stressed out, jak chyba każdy, ale jak się zagłębiałam w ich muzykę to wynajdywałam coraz to więcej lepszych perełek.

Nie uwierzycie, ale muzyka bardzo dużo daje. Daje mi przede wszystkim szanse przetrwać.
Kiedy zaczęła się trzecia klasa, to moim wręcz rytuałem było włączanie hometown w drodze do szkoły. Ta piosenka dawała mi jakąś tam wewnętrzną siłę.
Jest pozytywna, o dość skocznej melodii i kiedy jej słucham naprawdę dobrze się czuję.

Jestem tu gdzie jestem. Dlatego że stosowałam wobec siebie tzw. terapię ulubionej piosenki. Mam jedną całą playlistę piosenek. Należą do niej m.in. właśnie hometown, sweater weather oraz cherry wine - Hoziera. Do tego ostatnio można dopisać ostatnio Welshly Arms - Legendary. Bardzo polubiłam tą piosenkę.
Kiedy jestem w domu i czuję się źle, czuję że mam tzw. "doła", biorę świeczkę zapachową (moja fav to zielona herbata) i włączam ulubioną muzykę. Mam też całą kolekcję maseczek. Odświeżają moją buzię, zapobiegają wypryskom i sprawiają że czuję się ładniejsza. Do tego wchodzi jeszcze zrobienie mojej ulubionej herbatki, a moje samopoczucie poprawia się chociażby o 0,0001%, ale zawsze w jakimś stopniu się poprawia.

Wiecie, to jest dobre. Czuję że mi pomaga, ale czuję tak samo jak staje się powoli rutyną.
Muszę znaleźć coś co będzie równie dobre jak to, a będę mogła to stosować na zmianę z moją dobrą muzyką i herbatką. Moje wiersze niestety nie pomagają, a jeszcze przypominają o bólu który czuję. Tak czy siak, niestety, muszę pisać by żyć. Muszę nad tym pomyśleć.

Narazie zostaje mi mój Tyler, Josh i reszta <3
Jesse Rutherford pomaga mi być suką.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)