6 grudnia.

Zawsze byłam ciekawa świata. Jako 4/5-letnia dziewczynka siadałam na kolanach mojej mamy i mówiłam "mamuś, opowiesz mi coś o Bogu?". Zawsze mocno wierzyłam w Boga. Jako wczesna nastolatka, każdą rzecz w życiu próbowałam sobie tłumaczyć jeszcze większym bólem Chrystusa. Dziękowałam Bogu za każdego motyla, który przefrunął nad moją głową. I zawsze byłam bardzo silna psychicznie.
Mama od zawsze określała mnie bardziej artystką niż zdolniachą ze ścisłych. Zresztą nienawidziłam matmy. Do dzisiaj nienawidzę a i w artyzmie jestem najlepsza i takie zresztą mam zainteresowania.

Mama zmarła 6 grudnia. Miałam wtedy 13 lat. Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Miałam wtedy na sobie bodajże różową bluzę. I pewnie was to zaskoczy, ale byłam na śmierć matki przygotowana. Pełna nadziei że to jeszcze nie koniec, ale przygotowana.
Był późny wieczór. Tata był w piwnicy, bo palił w piecu. Zadzwonił jego telefon, odebrałam i wtedy już wiedziałam o co chodzi. Moja siostra kazała mi zanieść komórkę do taty. Kiedy wrócił, usiadł przede mną i powiedział tylko "Ania, mama nie żyje". To było jak pocisk przeszywający mnie na wylot. Nie wiem co wtedy myślałam. Chyba nic. Zresztą co można myśleć w takiej chwili. Po minucie bycia w szoku zaczęłam płakać. Pamiętam, że usiadłam na kanapie obok mojego płaczącego taty, chwyciłam go za kolano i powiedziałam mu, że musimy być silny, że ja będę silna dla niego. Byłam wtedy silna. Poczułam tak wielki przypływ energii i determinacje, że byłam w stanie zrobić wszystko.

Nie obwiniam mamy za to, że umarła. Wiem, że była wystarczająco długo silna i przeszła zbyt dużo w swoim życiu. Jest moim osobistym autorytetem. Chciałabym być kiedyś tak bardzo silna jak ona i ciągle do tego dążę.

Pogodziłam się z tym, że odeszła, jednak mam żal do pewnych rzeczy. Mam żal do tego, że nie było jej nigdy ze mną kiedy robiłam zakupy. Że nie była przy mnie kiedy wchodziłam w dorosłość. Że nigdy nie pogadam z nią o moich ulubionych poetach, pisarzach, że nie przeczyta nigdy moich wierszy. Nie zobaczy nigdy mojego męża, ani moich dzieci. Nie będzie jej na moim ślubie i nie będę mogła jej się pochwalić oświadczynami ani tym że wyszłam z depresji. A największy żal mam do samego Boga.

6 lat minęło.
6 lat mamuś.
6 lat a ja dalej płaczę za tobą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)