śmierć zielonych oczu.

I gdzieś w tym nudnym wszechświecie żyłam sobie ja. 
Mieszkałam w blado-różowym życiu. Wieczorami wpatrywałam się moimi zielonymi tęczówkami w gwiazdy, paląc papierosy męczyłam kolejne kartki pamiętnika i tańczyłam nago do cigarretes after sx. Przytulałam mojego psa najmocniej jak mogłam i grałam na ukulele najładniej jak potrafiłam. A przecież nie potrafiłam wcale. W lecie zrywałam kwiatki i topiłam smutki w Wiśle. Zdarzyło się że niedalekie ptaki usłyszały sweater weather w moich słuchawkach a ja sama cieszyłam się na ich widok i śmiałam najgłośniej jak potrafię. Rozkochiwałam w sobie młodzieniaszków i całowałam z największym na świecie uczuciem. Zdarzyło mi się spaść z tęczy w środek okrutnego i ciemnego dna życia. Wtedy wypłakiwałam duszę razem ze łzami i waliłam w ściany próbując wydostać się z ich uścisku. Kołysałam się raz po raz z winem i znajdowałam radość w najmniejszych rzeczach. Na wiosnę ganiałam w słomianym kapeluszu podlewając swoje słoneczniki. Bańki mydlane tuliły mnie do snu i nikt nie potrafił zrozumieć, kiedy śmiałam się z rzeczy, które wcale nie są śmieszne. Nigdy nie lubiłam swoich stóp i nosa, za to kochałam gramofon który zawsze wieczorem nucił moje ulubione piosenki. Często plotłam warkocze i nigdy nie lubiłam czyścić zębów. Jeśli kogoś kochałam to ofiarowałam mu całą siebie i zawsze dawałam innym bransoletki. Na szczęście.  
Jedyny widok który mogłeś zobaczyć kiedy byłam sobą to ten, kiedy biegałam na boso po łące, w biało-kremowej sukience, z wiankiem na głowie, z wirującymi na wietrze kosmykach a potem siadałam przy sztaludze i malowałam najpiękniejsze na świcie obrazy, których nikt nie rozumiał.
To co w życiu zniszczyłam, zawsze starałam się naprawiać i mimo że w mojej głowie mieszkały demony, to zawsze raczej udawało mi się żyć w harmonii i zgodzie z naturą. Bardzo kochałam ojca. Czasem byłam zbyt porywcza, chamska i impulsywna, nie jeden mnie zranił i nie jednego ja zraniłam jeszcze mocniej, lubiłam się mścić i uzyskiwać to co pragnę, jednak zawsze udawało mi się ogarnąć życie i postawić je na nogi. Dbałam o ludzi wokół siebie i cieszyłam się każdym uśmiechem, który mi dawali. Umiłowałam sobie muzykę i jeśli kiedykolwiek podzieliłam się z tobą moją ukochaną piosenką, to obnażyłam przed tobą więcej niźli tylko ciało. 
Miałam tysiąc pomysłów na minutę, jednakże zawsze mało mówiłam. Moje uczucia zawsze były dla mnie sekretem i tylko niektóre strony internetowe mogły je poznać. Kiedy zaczęłam nosić kocie uszy na swojej głowie i pończochy na nogach, poczułam się pewniejszą. Wykorzystywałam to, kim jestem. Teraz chyba już nie znajdziesz takiej dziewczyny. Zagubiona, dziecinna ale jakże seksownie tajemnicza dwudziestolatka. Kokieterka. Niektórych podniecał mój intelekt innych moje ciało, ale zawsze było we mnie coś co nie dawało zasnąć mu wieczorem. Niesamowicie pewna siebie ignorantka. Uwielbiałam śpiewać ale uważałam, że nie potrafię tego robić. Inni lubili mnie słuchać. Dużo malowałam, dużo pisałam a potem darłam kartki. Unosiłam się złością i umierałam przez miłość. Pamiętam jak na mnie patrzyłeś. Cóż, teraz możesz tylko zobaczyć moje ciało obudowane pojemnikiem z czarnej sklejki i zapamiętać ten obraz, kiedy to w granatowych bucikach i koronkowej sukience byłam poprowadzona prosto do ziemi. Czy coś jest potem? Nie znam odpowiedzi.



fot. Eliza Pławecka <klik>

3 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba to co piszesz ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz świetne pióro. Przeczytałem wszystkie wpisy będąc pod wrażeniem każdego z nich. Głębia, wrażliwość, autentyzm i walka z chorobą bije z każdego. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)