a po szkole jaraliśmy szlugi.

Lato znów mnie zaskoczyło. Tym razem było ciepłe i błogie. Każdy dzień niósł ze sobą nowy, ciekawy scenariusz. Byłam twoją dziewczyną. Byłam twoją ukochaną artystką - często mnie tak nazywałeś, a ja wtedy z zawstydzeniem i łobuziarskim uśmieszkiem marszczyłam nosek. Kochałam wieczory. Uchylałam okno samochodu i wychylałam się przez nie kiedy prędkość przekraczała 100. Śmiałam się wtedy, bo kosmyki moich włosów smyrały mnie po twarzy. Puszczałeś moje ulubione piosenki. Nie bałam się śmierci. Byłam na nią w stu procentach gotowa. Ale tylko wtedy, jeżeli umarłbyś ze mną. Pamiętam jak o północy chodziliśmy za rękę. Całowałeś mnie mocno, gdy pisaliśmy po ścianach. Patrzyłam wtedy na gwiazdy i nie potrzebowałam do szczęścia nic więcej, oprócz twoich pocałunków. Na następny dzień budziłam się u twojego boku. Kochałam twój dotyk i twoje ręce. Miałeś naprawdę ładne ręce. Nadgarstki. Patrzyłam na nie częściej, niż w twoje oczy. 
Chodziłam po łąkach i zrywałam kwiatki. Nuciłam pod nosem nasze piosenki. Gdy pojawił się on, zrozumiałam że tak naprawdę miłość jest nic nie warta. Tłumaczyłam sobie to moim komfortem psychicznym. Często chodziłam z nim za rękę i biegałam po podwórku kiedy nie widziałeś. Czułam się jak małe dziecko. Był moim najlepszym przyjacielem, jednak uwielbiałam smak jego ust. Grzeszyłam na każdym punkcie. Często siadaliśmy gdzieś i paliliśmy papierosy. Wracał późno do domu, bo trudno mu było mnie zostawić. Przestałam się tobą zachwycać. Twój wzrok był mi obojętny. Mimo nowych ulubionych oczu, nie poprzestałam na spotkaniach. Każde było inne. Nikt mi jednak nie pasował. Jeden był zbyt romantyczny. Drugi zbyt ciekawski. Trzeci był wieśniakiem. A ja zaś pozostałam zagubioną duszą, która miała do zaoferowania cały zapas miłości. Zdecydowałam się mu ją oddać. Pod koniec wakacji, próbując ustabilizować swoją potęgę uczuć wzięłam go na rozmowę. "Bądźmy już razem" rozkazałam błagalnym tonem. Zgodził się. Oczywiście że się zgodził. Wiedziałam że to zrobi, bo czekał na to od maja. I kiedy to już się stało, znów mogłam biegać po łąkach, palić fajki i niszczyć sobie reputację wszystkimi głupotami, które robiłam. "Miłość jest nic nie warta" powtarzałam sobie w myślach. A jednak byłam zamknięta w jej klatce. Nie potrafiłam sobie wybaczyć. Kochałam wszystkich wokół i nie potrafiłam wybrać jednej umiłowanej osoby. Zgubiłam siebie. Zakrzywiłam czasoprzestrzeń. Upadłam. I chociaż czekałam na Ciebie aż wrócisz, tym razem nie przyszedłeś. Myślałam że to, co się stało jeszcze może się zmienić. Lecz było już za późno. Obudziłam się na skraju załamania. Wyszłam na balkon o piątej rano i zapaliłam fajkę. Nie lubiłeś tego - przypomniałam sobie nagle. Wyzywałam cię od chujów, lecz jakoś nigdy nie potrafiłam o tobie zapomnieć. Potraktowałam cię jak prawdziwa artystka bo chyba nią jeszcze jestem? Patrzyłam ślepo przed siebie. Pamiętam jak miałam 16 lat. Byłam gówniarą. Kochałam się w Tobie. A po szkole jaraliśmy szlugi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)