24 godziny.

Usiadłam spokojnie na zielonej pufie, biorąc pudełko do robienia baniek mydlanych. Dlaczego musiałam go zabijać? Przez głowę przebiegło mi tysiące obrazów z krwią. To nie było konieczne. 
Podbiegł do mnie pies a ja zatapiając się w muzyce Lany Del Rey zaczęłam robić bańki. Pies śmiesznie skacząc próbował je wszystkie złapać, a ja znów pogrążyłam się w myślach. Kochałam go całą sobą. Był dla mnie wszystkim. Kiedy ktoś wypowiadał jego imię, moja uwaga zawsze skupiała się tylko i wyłącznie na tym. Kochałam się w jego włosach i brązowych oczach. Kochałam się w jego pocałunkach i uśmiechach. Teraz tylko mam przed oczami jego rozpryskującą się krew i ostatnie wypowiedziane słowa. Moje imię wypowiadane przez jego krągłe usta po raz ostatni przeszyło moją duszę. Rozproszył mnie dźwięk spadającego pudełka z płynem na ziemię. "Fuck!" krzyczę i patrzę jak spłoszony pies wybiega z pokoju. Biorę szmatę i przecieram nią rozlany płyn. 
Tego wieczoru księżyc był w pełni. Umówiliśmy się na noc u mnie - idealne warunki do zbrodni. Jako że zawsze udawał romantyka, tego wieczoru zaprosił mnie do restauracji - były w końcu walentynki, jebane święto zakochanych. Zamówiłam sushi z krewetkami. Upoił mnie czerwonym winem, ale to nie przeszkodziło mi w szybkim wbiciu noża w jego serce kilka godzin później. Pamiętam jak mówił mi, że jestem jedyna i nikogo nigdy tak kochał. Po oddaniu kilku pocałunków położył się spać. Nóż miałam schowany pod poduszką. Wstałam i popatrzyłam w okno. Śnieg nie przestawał padać a księżyc jakby z każdą godziną świecił jaśniej. Łza spłynęła mi po policzku. 
Zaciskając dłoń wokół noża oddałam mu swój ostatni pocałunek. Spał bardzo głęboko, nic nie było w stanie go obudzić. Policzyłam do trzech i z całej siły zaczęłam go katować. Po 20 zadanych ranach, sięgnęłam po butelkę z winem i dłużkiem wypiłam resztę napoju. Chwilę później ostatkiem sił przeciągnęłam jego ciało i wpakowałam do samochodu. Moja biała sukienka była poplamiona jego krwią. Zakładając wianek na głowę odpaliłam silnik. W radiu włączyło się "Salvatore". Wykopany dół czekał już dawno. Zasypując jego ciało nie myślałam o niczym innym jak tylko o pozbyciu się dowodów zbrodni. Szybkim krokiem wsiadłam do samochodu i pojechałam nad pobliską rzekę. Słyszałam tylko plusk wody kiedy wrzucałam do niej nóż i jego telefon. Było mi bardzo zimno kiedy rozebrałam się do naga. Sukienkę i zakrwawioną pościel przecież trzeba było spalić. Nie czekałam na to ani chwili dłużej. 
Ocknęłam się i zorientowałam że siedzę na ziemi z mokrą szmatą. Nawet mój pies położył się obok mnie a ja nie zauważyłam kiedy. Wzięłam do ręki telefon i spojrzałam na godzinę. To już piąta po południu. Moje myśli znów odpłynęły. 
Gdy wróciłam do domu szybko zdezynfekowałam pokój a zakrwawiony materac zalałam odplamiaczem. Nikt nie będzie wiedział. Spoglądając na czerwone róże zapaliłam papierosa. Nasza miłość - krwisto czerwona. Kwiaty czerwone. Wino czerwone. Moje usta czerwone. Splamione krwią z twoich żył. Nikt nigdy już Cię nie pokocha chorą miłością, którą kochałam Cię ja. Dwadzieścia cztery godziny minęły kotku. Dwadzieścia cztery a twoja krew nadal spływa mi z pamięci. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)