byle jaka

Oczy zeszkliły się do tego stopnia, że już prawie nic nie widziała. Świat zaczął topić się w jej łzach. Cóż poradzić na to, że życie zgorzkniało na samą myśl o tym, że będzie musiała ich pożegnać. Myśl ta przechodząc jak prąd przez jej ciało, spowodowała paraliż wszystkich części ciała. "A co...jeśli...umrę...?" nasuwały się słowa. To nic. Nie umrze. Mogę was zapewnić.  Spojrzała jeszcze raz na zdjęcia z ludźmi, których tak bardzo kochała a którzy odeszli. Dzisiaj nimi gardzi, jednak myśl o pożegnaniu ich na zawsze nadal ją paraliżuje. Zaczęła nową drogę. Jeszcze wiele ich zacznie. Musi być silna, inaczej zawsze będzie znajdować się w tym jednym pieprzonym punkcie nienawiści do siebie i innych, boleści i żalu, podartej duszy i złamanego serca. Trzeba wyleczyć siniaki. Teraz albo nigdy.

Pozbierałam już swoje połamane kości, odłamki z pękniętego serca i postrzępione resztki duszy. Mój czas dopiero się zaczyna. Jeszcze nie umarłam i nie umrę nigdy. Jestem zbyt silna na to, żeby umierać. Za wzorzec mam moją matkę, za motywację swoje cele. Ogromne cele. Na ten i przyszły rok rusza wiele projektów z mojej głowy. Po trupach do celu. Jestem nową, lepszą osobą. Przeszłość mnie już nie rusza. Mam określone ambicje, mam określone idee i czas, w którym czuje się najlepiej, jest też najlepszym czasem aby je spełnić, wypełnić, zrobić.  
Moim sposobem na życie jest zakrywanie, ukrywanie wszystkiego. Tylko najbliżsi wiedzą jaka jestem naprawdę. Wiedzą że jestem świetną aktorką, że lubię sobie poudawać, że w internecie kreuję się na kogoś, kim tak naprawdę nie jestem. Spotkałam się też z wieloma opiniami na ten temat, ale przecież nie będę zabraniać innym mieć swoje zdanie. Najważniejsze jest to że wiem co robię i co mam robić. Czasami trochę błądzę, ale zawsze pojawia się ktoś albo coś (ostatnio moje ukochane tabletki) w postaci latarki, dzięki czemu zwykle wychodzę na prostą :). Powiem wam jedno - nigdy nie wolno wstydzić się tego, kim się jest i co się ma. Ja mam na przykład w cholerę narąbane w głowie, jestem w stu procentach poje*aną wariatką a mimo to jestem kochana i co najważniejsze czuję się kochana. Moja choroba nie jest czymś, o czym kiedykolwiek bałam się mówić i nie mam problemu przyznać się do tego że czasem jestem większym ułomem niż Krystyna Pawłowicz ;) 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wszystkie żyletki zostały wyrzucone, noże pochowane a gaz pieprzowy schowany do torebki (w razie potrzeby obrony przed potencjalnymi zabójcami jej osoby). Zeszyty i wszystkie papierowe materiały pochowane zostały do szuflad, płótna i farby do szafki a ubrania i letnie sukienki złożone pięknie do wszechstronnej szafy jej zmarłej matki. Pokoje po czasie zostały odmalowane, łóżko postawione pod grzejnikiem, na którym właśnie wylegiwał się jej brązowy kot. Zakupiła wszystko co potrzebne do życia, artykuły dla jej śnieżno-beżowego psiaka postawiła w szafce obok jego legowiska. Usiadła na krześle i spojrzała przed siebie. "Zrobiłam to" - westchnęła - "mam pracę, prawo do jeżdżenia, ukochanego i dwie miłości mojego życia - psa i kota, których kocham ponad życie."  To prawda, zrobiła to. Teraz już jest tą wymarzoną. Teraz jest tą, którą chciała być. Bez żalu. Bez depresji. Bez łez. Teraz już nie jest byle jaka. 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I taka właśnie będę. Ciao. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)