Wstyd zostawiła na posłaniu...

Do cytrynowo-żółtego pokoju wkradło się słońce oświecając zieloną palmę, która rosła niedaleko jej łóżka i zielone oczy jej kota. Leżeli nago. Ich usta były sine a ciała w kolorach żółci, błękitu i fioletu. On trzymał ją za wewnętrzną część jej bladego uda swoją męską, silną ręką. Ta zaś zaciskając kosmyki jego włosów w swojej dłoni westchnęła i otarła spływającą po jej policzku łzę. 
- Czy to już niebo...? - zapytał po chwili. 
Pokój rozpostarła cisza. W przerwach dało się słychać tylko ich oddechy. Szyby pokoju zaparowały a za oknem pojawił się ogromny srebrno-szary księżyc, który oświecił pokój w którym się znajdowali...  Na niebie pojawiła się zorza a gwiazdy zaczęły migotać bardzo mocno, tańcząc na niebie. Ich oddechy stały się jeszcze głośniejsze a głos serca nagle zdało się słychać w całym pokoju. Temperatura spadła do zera, lecz nadal było ciepło.  Na jej ciele nagle pojawiła się biała, prześwitująca sukienka a jego ciało zostało nadal nagie. Złapał ją mocno za rękę, ona odwzajemniła uścisk. "Kocham Cię Aniu..." szepnął w całym tym gwarze ich oddechów i bicia serc. Spojrzała na niego i odwzajemniła uczucie uśmiechem. Chwilę później usłyszał "Kocham Cię K...." pomimo iż jej usta się nie ruszały. 
Nagle ich dusze uniosły się i zobaczyli swoje nagie ciała leżące i przytulone do siebie. Przed oczami pomimo ścian ukazały im się łąki i miejsca, które razem zwiedzili. Ich pierwszy pocałunek, ich wszystkie wspólne miejsca, w których obdarowali się miłością i pocałunkami. 
Zobaczyli zachód słońca i kolorowe, różowe niebo. Ukazały im się chwilę w których ona tańczyła, kiedy on nucił jej ulubione piosenki. 
Wszystkie pierwsze razy otoczyły ich wieńcem aniołów. 
- My umieramy...? - zapytał przestraszony. 
- Ćśśś... - przyłożyła palec do jego ust. - To jeszcze nie koniec. 
Nagle na jej ciele okrytym sukienką pojawiły się białe skrzydła. Kiedy mrugnął powiekami zobaczył przepiękny, bezkresny sad. Były tam wszystkie rodzaje drzew owocowych i kwiatów jakie kiedykolwiek widział. Kraina ta posiadała rzekę i labirynt stworzony z krzewów. Po jednej stronie nieba był wieczny wschód i zachód słońca po drugiej zaś stronie niebo było wypełnione tysiącem gwiazd. W oddali zdawało się słychać tysiące różnych głosów, modlitw i rozmów poprzedzone echem. Nie wiedział dlaczego, ale czuł ogromną radość. Nie potrafił być już zatroskany, zlękniony czy smutny. Ona ciągnęła go przed siebie za rękę... Była tak piękna, że nie potrafił oderwać od niej wzroku. Nie posiadała żadnych skaz a jej uśmiech był najpiękniejszym jaki kiedykolwiek widział. Świat, który miał przed sobą był na raz połączeniem wszystkich pięknych miejsc jakie widział na ziemi. Unosił się jakby w przestrzeni a mimo to, potrafił iść przed siebie. Wszystko było tak łatwe, tak proste i tak piękne, że nie potrafił wytrzymać z rozkoszy. 
Nieoczekiwanie dziewczyna podeszła do niego i zamknęła mu oczy. Poczuł jej oddech na swojej szyi jakby zmieszany z wiatrem. Wtem otworzył oczy i zobaczył wokół siebie cytrynowy pokój w którym pierwotnie się znalazł. Dotknął swojego ciała - był znowu człowiekiem. Dziewczyna leżała obok niego z zamkniętymi oczami. Jej klatka piersiowa się nie unosiła, jej serce nie biło. 
- Ania! Ania obudź się! - wołał szturchając mocno jej nagie ciało. - Aniu, proszę... - nie było w niej żadnych oznak życia. Z jego oczu popłynęły łzy. Przytulił się do jej zimnego, sinego policzka... - Co ty chciałaś mi udowodnić!? Tak mnie kochasz!? - krzyczał do niej. Nie dostał jednak żadnej odpowiedzi. Czy jeszcze kiedykolwiek ją dostanie...? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam i obraźliwe komentarze nie będą tolerowane! Za każdy komentarz bardzo dziękuję ♥♥ ! Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)